London haul :)
Dziś mały przerywnik w postach paznokciowych. Postanowiłam pokazać Wam do kupiłam sobie podczas weekendowego wyjazdu do Londynu. Z mojego Instagrama wiecie pewnie, że była to moja pierwsza wizyta w "Londku", więc byłam strasznie podekscytowana na myśl o zobaczeniu tych wszystkich historycznych miejsc, ale też sklepów ;)
Jako, że to nie relacja podróżnicza, a haulowa, to pozwólcie że skupię cię na odwiedzonych sklepach. Miałam kilka żelaznych punktów do zobaczenia, kilka mnie zawiodło, a kilka wprawiło w euforię.
Zacznę oczywiście - od lakierów! Punktem nr 1 na mojej liście było zobaczenie szafy Barry M w Boots lub Superdrug. Na IG wrzucałam fotkę - niebo na ziemi :D Gdyby nie fakt, że mam już zdecydowaną większość lakierów z linii Gelly Hi Shine, którą uwielbiam, pewnie bym tam zostawiła więcej kasy. A tak zdecydowałam się na:
Totalna nowość w ofercie Barry M - lakier z linii Coconut Infusion. Podobno ta linia ma zastąpić żelki, ale liczę że to nieprawda ;) Lakier ma podobno w składzie wodę i olej kokosowy, więc pielęgnuje paznokcie. Przy jednoczesnym żelowym wykończeniu. Ciekawe, ciekawe... Za jakiś czas spodziewajcie się recenzji. Kolorek - coś między fioletem a niebieskim... pasował mi jako odpowiednik Serenity z tegorocznego wyboru Pantone :)
Następnie - a jakże! Gelly Hi Shine w kolorze "Passion Fruit" - trudny do opisania a jeszcze trudniejszy do wiernego sfotografowania... Na żywo boski!
Kolejna nowość w ofercie Barry M. Transparentne lakiery Lolly Gloss to nic innego jak "tinty". Ja zakupiłam ten do kolorowania stempli, bo z Morgan Taylor nie mam takiego koloru ;)
Kolejne lakiery - to marka własna Boots'a. Ten z lewej to przecudnej urody multichrom, mieniący się co najmniej kilkoma kolorami. Z prawej zwykła czerń, choć podobno dobrej jakości. Trochę mnie zmyliła ta naklejka na nakrętce ;P Myślałam, że to jakiś super-lakier ;) Macie jeszcze fotki pierwszego z bliska:
Poza tym ani w Boots'ach ani w Superdrug'ach nie kupiłam żadnych kosmetyków. Chyba mam już przesyt, bo były tam setki lakierów, kosmetyków niedostępnych u nas, a jakoś mi serce mocniej nie zabiło przy żadnej "szafie".
Kolejne miejsce "must-see" to był Lush. Marka przez niektórych otoczona wręcz kultem. Miałam chyba zbyt wysokie oczekiwania... ;) Po pierwsze w sklepie były dzikie tłumy, poza tym ceny - hmmm, kosmiczne o_O Co do asortymentu, to niektóre rzeczy pachniały fajnie, ale większość dla mnie drażniąco. Najfajniejsze produkty to wg mnie musujące kule do kąpieli. A że ja nie mam wanny, to nie mogłam sobie takiej sprawić... Po długim namyśle kupiłam (z ciekawości) maskę do rąk na ciepło i odżywkę do włosów w ciekawej formie. Plus jedną kulę - na prezent :) Cóż - lusho-maniaczką nie zostałam ;)
Jeśli chodzi o kosmetyki to jeszcze zakupiłam krem do rąk Vaseline, bo jak się okazało nie wzięłam żadnego z domu. A 3 dni bez kremu do rąk to tortura ;) I tyle - uważam, że to były bardzo rozsądne zakupy.
Z rzeczy niekosmetycznych - w pałacu Kensington (który muszę kiedyś koniecznie zwiedzić w całości!) kupiłam moje marzenie z dzieciństwa - zestaw do lakowania z moim inicjałem. Jarałam się nim jak dziecko <3
Kolejną rzeczą jest drewniany (!) case na telefon z moim ulubionym motywem meksykańskiej czaszki :D Marzył mi się taki case od kilku lat, ale zawsze było u nas za drogo. A tu był taaaaki wybór!
Na koniec trochę słodkości! Byliśmy w M&M's World. Zdecydowanie polecam Wam to miejsce, ja czułam się jak bym miała 10 lat i trafiła do Fabryki Czekolady Willy Wonki :D To niesamowite ile tam jest rzeczy do zobaczenia odtworzonych w formie M&M'sów. Tego się nawet nie da opisać, to trzeba zobaczyć. A ilość kolorów drażetek przyprawia o zawrót głowy. Nie zdradzę Wam ile czasu wybierałam te dwa zestawy, ale mój mąż zdążył się zirytować, a jest raczej spokojnym człowiekiem ;) To czego miałam dość po zwiedzeniu 4 pięter sklepu, to zapachu czekolady! W takim skumulowaniu po jakimś czasie było już nie do zniesienia...
Jeszcze na koniec dwa słowa o Primarku, z którym wiązałam największe nadzieje ciuchowo-zakupowe. Hmm... Ten w którym byłam - podobno największy w Londynie - w weekendowy poranek to jeden wielki szmateks. Ludzie kupujący ciuchy kilogramami, kilometrowe kolejki do przymierzalni i kas... Nie było to ani na moje nerwy, ani też nie chciałam jednego z dwóch dni spędzić sklepie ;) Kupiłam sobie tylko fajne klapki (a'la Birkenstocki), ładne, tanie, ale już dziś się rozkleiły ;P I niech to będzie tyle podsumowania ;)
Case na telefon jest boski ! :)
OdpowiedzUsuńCase jest świetny! Natomiast najbardziej z całego haul'u urzekły mnie... M&Msy ;-P
OdpowiedzUsuńPiękny jest ten lakier z Bootsa pierwszy z lewej i bardzo podoba mi się pierwszy Barry :)
OdpowiedzUsuńsuper lakiery, te z BarryM są ok :))
OdpowiedzUsuńŚwietny post.
OdpowiedzUsuńBeauty by K.
Lakiery super! Co do Lush to mam podobnie - te wszystkie zapachy już po chwili są drażniące i nigdy nie skusiłam się na nic. Primark - jak zdarzy mi się pójść to tylko wcześnie rano, na otwarcie, bo już po godzinie jest tragedia :(
OdpowiedzUsuńPassion Fruit jest obłędny!
OdpowiedzUsuńEtui na telefon jest świetny, a o takim stempelku do lakowania też marzę :)
zazdroszczę lakierów! fajne zakupy :)
OdpowiedzUsuńco do Primarka to byłam w tym, o którym mówisz jakoś w środku tygodnia w godzinach wieczornych i w kolejce spędziłam ponad godzinę (pani przede mną miała 3 kosze ubrań, każde było składane w kostkę i pakowane od razu do torby) żeby zapłacić za parę trampek, ale miały taki piękny kolor, że po prostu musiałam!
a w M&m's World nie mogłam się zdecydować i wyszłam bez zakupów haha
"Zazdraszczam" :P i tyle :D
OdpowiedzUsuńoj tak, "fabryka" m&msów też mnie urzekła, jak w niej kiedyś byłam. choć ja nigdy nie mam dość zapachu czekolady :D a z lakierów kestem ciekawa tych tintów. ciekawe jakie jeszcze będą kolory :)
OdpowiedzUsuńa i zestaw do lakowania zapowiada się super :)
Wielce zazdroszczę ;)
OdpowiedzUsuńMnie urzekł drewniany case. I inicjał! Mam taką samą literkę, więc sprzętu ci strasznie zazdroszczę.
OdpowiedzUsuńDo Primarka to lepiej iść niekoniecznie największego i nie w centrum, mnie tym razem się nie udało, ale miałam inne atrakcje :)
M&M'sy <3
OdpowiedzUsuńBarry M wyglądają super i ciekawi ten tintowy ; drewniane etui wygląda bardzo oryginalnie ;)
OdpowiedzUsuńMnie się też zdarzyło odwiedzić Primark, ale kupiłam tylko dwie szmacianki, bo miałam podobne odczucia do ciebie, poza tym ich ciuchy kupuję u nas w szmateksach ;)
OdpowiedzUsuńŁupy lakierowe super, jak się jeszcze kiedyś wybierzesz polecam sklepy poundland, wszystko za funta, w tym lakiery Rimmel czy Sally Hansen :)
Ohhhh aż mi się przypomniał mój pobyt w Londynie 1.5 roku temu. Szafa Barry M też mnie wtedy skusiła ;)
OdpowiedzUsuńKupiłam jeszcze lakier z Collection (glut, masakra) i jajeczkowy z Seventeen.
W Primarku udało nam się spokojnie pobuszować i wyjść z pełnymi siatami. O ile ciuchy po roku w większości są już szmatami o tyle z bielizny do tej pory jestem zadowolona ;)